Odwracanie porządku. Wybór wierszy z lat 80. XX wieku

Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu 2024

opracowanie i posłowie: Piotr Śliwiński

Jak stwierdził Czesław Miłosz, literatura lat osiemdziesiątych chorowała na „poczciwość”, czyli nadmiar dobrych, patriotycznych i wolnościowych intencji oraz niedostatek ambicji artystycznych, poświęcenie artyzmu na rzecz etosu. W pisarstwie najaktywniejszych wtedy poetów pojawia się przeczucie drugorzędności własnej twórczości wobec historii, która okazała się poetką największą. Innym przypadła rola poślednia – sekretarzowania jej wyrokom, zapisywania ekspresji, świadczenia o faktach, w najlepszym razie powtarzania jej sekretnych rytmów.

Czy to mało? Czy to łatwe? Jeśli pójść za Miłoszem, a także za Adamem Zagajewskim, autorem Solidarności i samotności, zbioru esejów z 1986 roku, ta uległość kolektywizowała emocje i schematyzowała poetyki, przyzwalała na uogólnienia, upośledzała samodzielne, krytyczne myślenie, tym samym sprzeniewierzając się nie tylko wywrotowym tradycjom polskiej literatury, ale i świeżej lekcji Pokolenia ’68, które krytycyzm i suwerenność poetycką stawiało na pierwszym miejscu. Jeśli jednak przyjrzeć się ówczesnej scenie w całości, to wymienione tu zarzuty nie wytrzymają próby. Nadal tworzyli przecież poeci o proweniencji jeszcze przed- i powojennej, twórcy starej daty, wierni sobie, na czele z samym Miłoszem. Nowe wiersze publikowali uklasycznieni już autorzy spod znaku Października ’56, w tym Zbigniew Herbert, który, choć nadal był ironistą, to teraz służył czytelnikom za moralistę. Pisać inaczej nadal chcieli Witold Wirpsza czy Tymoteusz Karpowicz. Oho Mirona Białoszewskiego jest jak światło w ciemności stanu wojennego, światło języka, humoru, przekory, indywidualnej dzielności, bycia świadectwem siebie. Na obrzeżach uwagi rozwijała się twórczość nieobojętnych intymistek i intymistów, np. Joanny Pollakówny czy Krystyny Miłobędzkiej. Ukazało się bardzo dużo wierszy niepoczciwych.

Ferment dekady następnej, „brulionowy”, przesiąknięty sarkazmem w stosunku do poprzedników, w istocie czerpał z nich energię, zarówno tę negatywną, polemiczną, jak i pozytywną, inspirującą. Bez Białoszewskiego, Wirpszy, Karpowicza, Miłobędzkiej i – spośród młodszych – Bohdana Zadury i Piotra Sommera transformacja poetycka lat 90. byłaby znacznie uboższa.

Z posłowia Piotra Śliwińskiego